niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 1

Szczęśliwi czasu nie liczą. Nie liczył i on, bo był szczęśliwy. Może nie przeszczęśliwy jak jego kolega, ale na tyle szczęśliwy, żeby nie marudzić i nie prychać na wszystko jak rozwścieczony Anastasi. Anastasi rzadko bywał tak wściekły jak tego dnia. Być może i jego rozregulowała noc spędzona w autokarze rozpędzonym po wybojach polskich dróg. 
- Masz pastylki na gardło? – nie miał ochoty odpowiedzieć, więc kiwnął tylko głową, wyjmując całe opakowanko miodowych uśmierzaczy bólu zdartego gardła. Po wybuchu trenera panowała niezręczna cisza. Każdy zajął się sobą, wszyscy jednakowo struci wychodzili z autokaru na spóźnione...
- Śniadanie – mruknął kapitan, kiwając głową – Śniadania właściwie nie ma. Mogą podać za godzinę, ale nie teraz.
- Będziemy głodować?
- Gdzie nie pojedziemy tam jeszcze nie będzie śniadania. Jest 4:00 rano. Tu otwierają ok. 9:00
- Skoczcie do sklepu po mleko. I jakieś płatki może.
- Dzięki Boże, żona zapakowała mi papierowe miseczki.
- Papierowe to do dupy. 
- Dobra, kto idzie?
- Misiek, skoczysz? Dwa kroki stąd, za chwilę się zrzucimy. Policzcie ile nam wyjdzie.
- Mleko ile razy?
- 4?
- Cztery za mało. Weź sześć, najwyżej zostanie.
- Dobra, piszę 8.
- A płatki? Jakie i ile?
- Czekoladowe? Wszyscy lubią czekoladowe? To weźcie 10, albo 12.
- Najwyżej zostanie.
- I te miski. Miseczki znaczy.
- Ja mam kubek, mi nie trzeba.
- Ile tych misek? Weźcie cztery zestawy. I łyżki. Ile ich jest w tym zestawie?
- Liczy ktoś po ile się zrzucamy?
- Weź to kup, jak wrócisz to się rozliczymy.
- To ile było tego mleka? 
- Boże, Kubiak, jak ty brzydko piszesz. Dacie radę to przeczytać? No bo nie wiem czy nie przepisać tego co on nabazgrał. 
- Niech sam czyta. On idzie kupować.
- Tak, ja sam! Na pewno!
- A co ty kurde, baba jesteś?
- Ciekawe jak ja wam to żarcie przytacham. 
- Idź ktoś z nim, bo nie zdzierżę. Rucek, pójdziesz? A co masz innego do roboty? 
- Co on jakiś taki struty?
Więc poszedł. Czemu miał nie iść? Wolał pójść, niż gdyby miał siedzieć i zmuszać się do uśmiechów a może nawet do rozmowy, kiedy naprawdę nie miał na to ochoty. Nawet najmniejszej. Został więc wyszykowany i zaopatrzony w listę zakupów. Kubiakowi wepchnął stos reklamówek na produkty, które w przyszłości musiały przywędrować do bandy głodnych ludzi, a które to reklamówki chętnie oddała im połowa pasażerów autokaru. 
- Co tu jest napisane? – spytał, z ciekawości zerknąwszy na pomiętą, wysmarowaną ołówkiem karteczkę – Boże, Kubiak, jak ty brzydko piszesz.
- Nie czepiaj się, bo zaraz sam pójdziesz – warknął Dzik obładowany foliowymi cackami, które odfruwały przy każdym podmuchu wiatru. Nie czepiał się więcej. Uśmiechał się sam do siebie i po cichu podśmiewał z wariującego Kubiaka, który rozmawiał z folijkami. Do sklepu, a raczej do dziwnej stacji benzynowej ze sklepem gratis było nie więcej niż 400 metrów. Maszerowali w pełnym słońcu, chociaż chyba tylko Kubiak widział to słońce, z jedną tylko karteczką i milionem foliowych torebek, jeden naburmuszony jak nieludzkie stworzenie, bo to w końcu Dzik był, drugi błogo uśmiechnięty i wreszcie nieco bardziej żywy niż zwykle, Rucy.
***
- No?
- Co ‘no’?
- Co chcesz?
- Ja coś chcę?
- Marcin, dzwonisz do mnie, więc chyba coś chcesz – westchnął ciężko. Marcin oprzytomniał i po sprawdzeniu, że to rzeczywiście on dzwoni, plasnął się dłonią w czoło, co słychać było aż przez telefon.
- No tak! – mruknął w końcu – No taak! 
- Więc co?
- ...
- Co chcesz?
- Aaa! – rozbrzmiało z drugiej strony słuchawki. Kubiak z niemym pytaniem spojrzał na Ruciaka ponad stoiskiem z przyprawami. Swoją drogą co on tam robił?
- Mów szybko, bo za chwilę wychodzimy. Kupić wam coś?
- Odbitki, piankę do golenia, jakiś napój energetyczny razy 7, trzy drożdżówki z serem, cztery jogurty naturalne, ale tylko te odtłuszczone, rozmówki polsko-chińskie i dwa opakowania plasterków, bo mi się skończyły.
- Odbitki? Ale jakie?
- OR BIT KI. Gumy Orbit. Miętowe, dla twojej wiadomości. Jest tam Kubiak?
- Kręci się gdzieś.
- Dziewczyna do niego wydzwania, wracajcie, bo będzie miał chłopak przesrane.
- A rozmówki?
- Taki żarcik – faktycznie kilka osób w tle parsknęło śmiechem. ‘Halucynacje z niedożywienia’ – pomyślał Ruciak. ‘O kurwa, ale droga ta pianka’ – pomyślał Kubiak. Połączenie zostało zakończone, Kubiak został przywołany do porządku i wysłany po część zakupów, po resztę poszedł sam Ruciak. Obładowani siatami wrócili, powitał ich aplauz. Kubiak pierwszy raz tego dnia się uśmiechnął, a Rucy został zignorowany przez społeczeństwo domagające się jedzenia. Folia tylko zaszeleściła, autokar wypełnił się monotonnym chrupaniem. Wszystko wróciło do normy. 
Jako, że Michał Ruciak tak naprawdę nie lubił być ignorowany, złapał swoją miseczkę, jakiś karton z resztką mleka i pożyczył płatki z torby leżącej obok Kurka, przepychając się przy tym niemiłosiernie w kierunku swojego siedzenia. 
- Smacznego, chłopcy – dobiegło z pierwszego siedzenia. Uśmiechnęli się do siebie i trenera, który również pokusił się o typowo sklepowe śniadanie w towarzystwie swoich najlepszych zawodników.

***
Jako, że nie pokusiłam się o powitanie w prologu, witam tu, pod pierwszym rozdziałem. Od razu mówię, że nie wiem czemu zaczęłam to opowiadanie z tak małym zapasem rozdziałów, ale wizja przedstawienia monotonii w podróży naprawdę mnie zainspirowała i mimo, że to co jest prologiem, miało być częścią jednoparta, teraz mamy do czynienia z całą historią. Kim jest główny bohater? Głównych jest dwóch :)
Pozdrawiam i zapraszam do czytania, jeśli jeszcze się moja pisanina nie znudziła.

4 komentarze:

  1. Ja nie wiem, czemu mam takie wrażenie, ale coś mi się wydaje, że ich rozmowy naprawdę tak wyglądają. Że nikt tam nikogo nie słucha, każdy przekrzykuje każdego i generalnie brakuje tylko dziada z babą do kompletnej sodomy i gomory.
    Życzę im, żeby to mleko, co 'najwyżej zostanie', się nie zepsuło, a Tobie, żeby mały zapas stał się większym zapasem, bo mi się to podoba.
    Pozdrawiam.
    [kignaczak]

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi się podoba sposób, w jaki to opisałaś. Ciekawy, nieprzesadzony, bez problemu można sobie wyobrazić taką sytuację. Ja się tam cieszę, że zaczęłaś te opowiadanie i czekam na kolejny rozdział ;>
    Pozdrawiam i życzę weny, żeby ten mały zapas rozdziałów się powiększył ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. och och och, kocham ten twój sposób narracji całym swoim serduszkiem <3<3<3
    I jej, chyba nie ma niczego straszniejszego, niż autobus pełen zagłodzonych siatkarzy. Wiadomo, głodny Polak to zły Polak.
    I hej, naprawdę to jest genialne, póki co w miarę przyjemne, ale co będzie dalej, hmm? Ojej ojej nie mogę się doczekać na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Dzik powie kim jest bohater, to Dzik nie dostanie więcej żołędziii? ♥
    Proszę, tak całkiem skromnie jak na Dzika, ażeby rozdziały pojawiały się częściej, gdzyż Dzik najlepiej ryje na tym blogu.
    Dobrze?

    Dzik kocha i pozdrawia ♥

    OdpowiedzUsuń