niedziela, 4 sierpnia 2013

Prolog

"W życiu tak naprawdę liczy się czas, jaki poświęcimy dla naszych przyjaciół, miłości i pasji, którą kochamy, bo reszta tego cennego surowca to codzienna monotonia"

Podróż była monotonna jak każda inna. Znudzeniu nie było końca, nie pomagały telefony, tablety, laptopy czy kto z czym przyjechał. Bezradność biła na kilometr, kosząc wszystkie znaki drogowe i – jak się okazuje – tworząc tym samym nudne, monotonne, skomplikowane jak cholera objazdy, których nawet ten wspaniały, bystry kierowca autokaru nie mógł w żaden sposób rozgryźć. Jechali więc, bo cóż innego mieli do roboty w ten nudny, monotonny wtorkowy wieczór? Przecież nie mieli żadnych planów, żadnych stęsknionych rodzin, żadnych pasji oprócz swojego zawodu. Mieli masę wolnego czasu, który poświęcali na monotonną, pełną nieprzygód podróż autokarem.
Większość już spała. ‘Spała’, było to dobre określenie czynności bezwładnego zwisania wszystkich kończyn z niewymiarowego siedzenia w komfortowym autokarze. Spali zaharowani wcześniej w Spale co współgrało z resztą idealnie. Ale oni wbrew pozorom idealnie się nie czuli. Tłumione huki dobiegające spod kół doskonale wpasowywały się w grobowy nastrój. Polska droga- polskie huki- polski autokar- polscy siatkarze. Sen był tym, czego potrzebowali w tej chwili najbardziej. No i ze wszystkich przyjemności świata, ta jedna, sen właśnie, była dostępna dla naszych siatkarzy tej nocy. Noc była nijaka. Beznadziejnie długa i nudna. Niewyobrażalnie wprost monotonna. Najsilniejsi gracze popadali już na samym początku, a życie wewnątrz tej blaszanej puszki, razem z nimi. Bo co to było za życie bez tych gadatliwych i roześmianych? Żadne. I z tego założenia wyszła większość tych, którzy już smacznie spali w pozycjach pi razy drzwi embrionalnych.
Jeden nie spał, ale on się nie liczył. Zamyślony był i smutny. Wyglądał przez okno śledząc feerię świateł migających w mijanych miasteczkach. On jeden tylko nie był monotonny. On jeden. Najcichszy w kadrze, a właściwie drugi pod względem opanowania i powściągliwości w okazywaniu radości i wszelkich emocji jakie targają sportowcem, zaraz za Cichym Pitem. Chociaż jego powściągliwość można było negować. Po prostu wszędzie było go niewiele, prawie nic. A jednak istniał, grał i był najlepszy w tym, co robił. Najlepszy w tym, co powiedział mu trener. 
Autokar toczący się po nierównej drodze podskoczył na wyboju. Podjęcie wyzwania zobowiązywało. Podjął wyzwanie, któremu nie wiedział, czy sprosta, ale któremu zawierzył całe swoje dotychczasowe życie, wszelkie plany i marzenia, a realizację rozpoczął wraz z początkiem tej monotonnej podróży ku zmianom na lepsze lub gorsze. Bo nic już nie mogło być takie samo.

4 komentarze:

  1. Jesteś lekiem na całe zło?

    Idealistko,czekam na więcej ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest to dobre, rzekłabym. Taka trocha gra słów, lubię to. I czuję, ze zakocham się w kolejnej twojej historii, ale cii, na razie nic nie mówię :))

    OdpowiedzUsuń
  3. I uprzedzę tylko, że zaczęłam się wściekać na normalność, na tą monotonię, zanim przeczytałam ten rozdział.
    Czytasz mi chyba w myślach,a ja żałuję,że nie czytam w Twoich, bo przynajmniej bym wiedziała, kim jest nasz bohater.
    Strzelam w Winiarskiego.
    Pozdrawiam.
    [kignaczak]

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, cieszę się, że znowu jest coś Twojego, co mogę z wielką przyjemnością czytać *.*

    OdpowiedzUsuń